Przyzwyczaiłam się już, że prawie każda nasza wakacyjna miejscówka zaskakuje mnie
jakimś ornitologicznym rarytasem. Były to w ostatnich latach np.
żołny przesiadujące na drutach wysokiego napięcia tuż za
gospodarstwem, dudki buszujące w sadzie, wilgi w koronach drzew
tuż za płotem, czy bociania rodzina na dachu stodoły. Tym razem jednak nie mogłam się doczekać żadnej ptasiej niespodzianki. Jak
się okazało, czekał na mnie zupełnie inny, przyrodniczy bonus.
Dostałam go w przedostatni i najbardziej słoneczny
poranek naszego pobytu na Roztoczu. Zwabiona piękną pogodą i
mnóstwem owadów w pełnym kwiatów ogrodzie, chwyciłam za aparat i pobiegłam łapać chwile i motyle. W którymś momencie uganiania się za trzmielami i motylami, wpadła mi w oko dziwnie
latająca, duża ważka. Śledziłam pilnie jej lot i czekałam, aż gdzieś usiądzie. Kiedy w końcu wylądowała na drzewie i
ukazała się w pełnej krasie, niespodziewanie okazała się być modliszką!
Modliszka zwyczajna jest gatunkiem ciepłolubnym, w naszym kraju chronionym i wpisanym do Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt. Występuje nielicznie i głównie na południu kraju, chociaż z uwagi na ocieplenie klimatu można ją w ostatnich latach spotkać również w innych częściach Polski. Niemniej jednak, dla obserwatora i miłośnika przyrody spotkanie z modliszką to naprawdę emocjonująca przygoda.
Modliszka przez kilka minut na zmianę fruwała i przysiadała na
różnych gałązkach, pozwalając się sfotografować. Kiedy w końcu usiadła na dłużej na dużym iglaku, zbliżyłam się do niej
delikatnie i wtedy - dałam się zaskoczyć po raz kolejny. Powyżej siedziała kolejna modliszka. Była to samica – zdecydowanie większa od
samca, który się do niej przysiadł. Jak podają internety, zdolność lotu posiadają
tylko samce modliszki.
Samica modliszki przyczajona w gałązkach |
Samiec, co jakiś czas wprawiał swoje ciało w delikatne
drgania, oznajmiając partnerce swoją obecność. Ta zaś, wydawała
się być tym faktem zupełnie niewzruszona. Druga połowa sierpnia to okres godowy modliszek. Pewnie każdy słyszał o osobliwych zwyczajach tych owadów - podczas kopulacji samica czasami pożera partnera. Czekałam więc zaciekawiona, co będzie działo się
dalej. Tymczasem „moje” modliszki najwyraźniej nie miały zamiaru
odsłaniać przede mną swoich godowych zwyczajów. Siedziały
nieruchomo niczym kameleony, wtopione w zielone tło. Czekały pewnie z amorami
na bardziej intymne warunki, bez zbędnej widowni. Wobec tego –
poszłam sobie zrobić kawę.
Tak przyjemnie spędziłam całe przedpołudnie – leżak, kawa, książka, za plecami modliszki na krzaku, a
przede mną malownicze, roztoczańskie widoki. All inclusive. Wygonił mnie dopiero
deszcz.
Po południu, kiedy przestało padać, modliszki jak zaklęte tkwiły
nadal w tym samym miejscu. Po chwili samica wspięła się nieco wyżej na
gałązkę, żeby wysuszyć w słońcu zmoczone deszczem
ciało. Następnego dnia modliszek już nie zastałam. Za to nad moim leżakiem przeleciał dzięcioł czarny. Na pociechę i pożegnanie Roztocza zapewne:)
To faktycznie nie częste spotkanie :-)
OdpowiedzUsuńO kurczę, nigdy nie widziałam modliszki na żywo, ale to chyba dobrze, bo trochę mnie przeraża ;)
OdpowiedzUsuńWidziałem w swoim życiu chyba już z milion razy modliszki na żywo.Nic ciekawego to nie jest.
OdpowiedzUsuńModliszki są naprawdę interesujące. Fajnie, że napisałeś o nich cały artykuł.
OdpowiedzUsuń______
prezent dla gołębiarza