Siedzę od kilkunastu minut sama w samochodzie, zaparkowanym na poboczu polnej drogi, a wokoło totalne pustkowie. Z każdej strony otaczają mnie łąki, gdzie spojrzę - ciągnące
się po horyzont ukwiecone, zielone połacie. Urozmaiceniem krajobrazu
jest leniwie przepływająca tuż obok, rzeka Biebrza. Jest pięknie, nawet pomimo tego, że niebo jest
dosyć niespokojne i niezdecydowane, a zimny wiatr goni chmury i nie pozwala
mi wysiąść z auta. Spośród wszystkich, mniej
przyjemnych przyrodniczo - atmosferycznych zjawisk, chyba najbardziej nie lubię wiatru. Nawet komary wydają mi się bardziej znośne, niż bezlitośnie
smagające głowę wietrzysko. Przeszywa mnie na wskroś, natychmiast wyziębia i skutecznie zaburza wrażliwą percepcję. Taką mam ułomność. Nie wyjdę więc z auta i koniec... Nie zmusi
mnie do tego żaden, nawet najbardziej rzadki okaz ptaka. Nagle, widzę
zza przedniej szyby samochodu Michała, który odwraca się w moją stronę i
przywołuje mnie ręką, dając jasno do zrozumienia, że mam dołączyć do
reszty. Autorytet
Michała, jednego z najlepszych w kraju ornitologów i przewodników po
Biebrzańskim
Parku Narodowym, robi swoje. Wyskakuję szybko z auta i z głową schowaną pod chustką i kapturem biegnę pokornie do lunety, ustawionej na poboczu drogi.
Moi towarzysze wyprawy wypatrzyli piękną i rzadką pliszkę cytrynową. Obserwujemy ją, jak cierpliwie siedzi na uginającej się od wiatru trzcinie, po drugie
stronie rzeki. To jest sukces!!! Kolejna fantastyczna obserwacja!!! Zapominam o pogodzie, odzyskuję zmysły i
cieszę się razem ze wszystkimi.
Zostajemy tutaj jeszcze chwilę,
po czym wsiadamy do samochodów i jedziemy nieco dalej. Tym razem będziemy szukać
kulika wielkiego. W ciągu trzydniowego pobytu na warsztatach ornitologicznych w
Biebrzańskim Parku Narodowym, zaobserwowaliśmy około 120 gatunków
ptaków, w tym sporo ptasich rarytasów, jak np. szczudłak, podróżniczek, wodniczka. W sumie spędziłam tutaj calutki
tydzień, nasycając się biebrzańskim rajem.
Podróżniczek |
Chociaż przyjechałam głównie
po przyrodnicze doznania estetyczne oraz edukację ornitologiczną, to jednak nie tylko biebrzańska
natura i ptaki wywarły na mnie wrażenie. Wróciłam zauroczona spotkanymi
tutaj ludźmi. Zarówno miejscowymi - niezwykle gościnnymi i przyjaznymi,
jak również turystami, wrażliwymi pasjonatami, zakręconymi na punkcie ptaków i przyrody. Należał do nich miedzy innymi Tymon, dziewięcioletni uczestnik
warsztatów, pochłonięty ornitologiczną pasją razem ze swoim tatą.
Zenek, gospodarz i organizator warsztatów, to tryskający dobrym humorem mistrz w przygotowywaniu śniadań. Dbał o świeże pieczywo i suto zastawiony stół każdego ranka, na dobry początek długiego, ptasiego dnia. Zenek dwukrotnie zaprosił nas na niezapomniany, malowniczy rejs katamaranem pasażerskim. Bardzo polecam taką formę zwiedzania rozlewisk biebrzańskich, widoki są niezwykłe, a ptaki prawie na wyciągnięcie ręki.
Michał - nasz przewodnik po ptasim raju, z troską pilnował, aby każdy wykorzystał szansę na dokładne przyjrzenie się wypatrzonym gatunkom, dbając jednocześnie o niezakłócanie spokoju ptakom. Nie przepuścił mi pliszki cytrynowej, na szczęście:) Wspaniały gawędziarz, doskonały znawca ptaków, z pasją wykonujący swój zawód i oddany mu w stu procentach.
Po zakończonych warsztatach przeniosłyśmy się z Krysią, moją towarzyszką wyprawy, do Leśnej Polany nad Biebrzą. To idealnie położone gospodarstwo agroturystyczne, otoczone lasem, z jednej strony graniczące z rozlewiskiem Biebrzy. Raj w samym środku Biebrzańskiego Parku, prowadzony przez uprzejmych i przyjaznych gospodarzy. Prowadzą pasiekę, przygarniają bezdomne psy, wypasają na łąkach koniki polskie. Znowu spotkanie z dobrymi i pracowitymi ludźmi. Leżąc wieczorem w łóżkach, nasłuchiwałyśmy odgłosów derkaczy i puszczyków - naprawdę ekscytujące doznanie:) Polecam to miejsce każdemu, kto nie boi się prawdziwej ciemności, otoczenia lasu daleko od drogi, elektryzujących odgłosów dochodzących wieczorem z bagien i braku zasięgu w telefonie. My nie bałyśmy się ani trochę
i nawet spotkałyśmy biebrzańską wiedźmę.
i nawet spotkałyśmy biebrzańską wiedźmę.
Mam takie odczucie, potwierdzające się w
rozmowach ze znajomymi, że serdeczność i gościnność mieszkańców Podlasia jest szczególna. Idealnym podsumowaniem moich biebrzańskich przygód, wpasowującym się w te refleksje, było przypadkowe spotkanie Pana Tomasza Kłosowskiego. Tego słynnego fotografa przyrody biebrzańskiej i współautora programów
przyrodniczych, zastałyśmy przy jednym z punktów widokowych. W trakcie krótkiej pogawędki z nami ujął mnie stwierdzeniem, że ptaki są
ciekawe, ale ludzie bywają równie ciekawi. Szczególnie na Podlasiu.